Przepisy (czyli coś czego nikt nie lubi czytać - do czasu):
Odpowiedzialność przewoźników lotniczych m.in. za bagaż regulują międzynarodowe przepisy Konwencji Montrealskiej i Konwencji Warszawskiej , prawo krajowe oraz uregulowania przewoźnika. Podstawę przepisów stanowi Konwencja Montrealska z 28 maja 1999 r., której treść jest zatwierdzona do stosowania we Wspólnocie Europejskiej Rozporządzeniem Rady Europy (EC) nr 2027/97 i uzupełniona Rozporządzeniem (EC) nr 889/2002 oraz prawodawstwem krajów członkowskich UE. Odpowiedzialność przewoźników lotniczych regulują międzynarodowe przepisy Konwencji Montrealskiej i Konwencji Warszawskiej , prawo krajowe oraz uregulowania przewoźnika.
W zakresie nienormowanym przepisami tego działu stosuje się przepisy Ogólnych Warunków Przewozu
A teraz o rzeczywistości:
1. Gdyby Konwencja Warszawska obowiązywała linie lotnicze by nie istniały, a wszyscy którym zaginąłby bagaż nigdy by tego nie żałowali. Zatem pominę ten wątek, bo jest absurdalny.
2. Powszechnie obowiązującą jest Konwencja Montrealska, którą ratyfikowali wszyscy przewoźnicy w Unii Europejskiej. Określa ona kwotę maksymalną za zagubiony bagaż. Jest to ( na dzień 1.10.2010) 1131 SDR. 1 SDR to średnio 4,70 zł. Czyli kwota maksymalna odszkodowania to około 5315,70 zł
3. Turkish Airlines są poza Unią Europejską i stosują własne uregulowania w tym zakresie. I tak na stronie przewoźnika możemy przeczytać, że linie mogą wypłacić odszkodowanie za zgubiony bagaż w wysokości 20 USD za każdy kilogram bagażu rejestrowanego. W tym przypadku: 30 kg x 20 USD x 3,0 zł = 1800 zł
Dlatego warto czytać regulaminy przewoźników. Tańszy bilet będzie tylko tańszy gdy wszystko pójdzie ok.
4. Ubezpieczenie.
Miałem tzw. czutkę. Ubezpieczyłem bagaż choć nigdy tego nie robiłem. Kosztowało mnie to niecałe 80 zł. W moim przypadku było warto, choć styl wypłaty odszkodowania pozostawia wiele do życzenia. Krótko mówiąc dobrze wygląda na pierwszy rzut oka, ale jak się wczytamy i wystąpimy z roszczeniem to już nie jest tak miło. Np. w mojej polisie był taki oto zapis: za opóźnienie bagażu do pięciu dni – wypłata 250 Euro. Ale jak poczytałem dokładnie to było kilka warunków m.in. nie należy się jak wylądujesz w kraju, którego jesteś obywatelem, albo inny: musisz mieć rachunki na zakupione rzeczy niezbędne do dalszej podróży.
5. Czego nie powinieneś mieć w głównym bagażu, bo jak zginie to i tak nie dostaniesz za to złamanego grosza.
Zarówno linie jak i ubezpieczyciel nie ponoszą odpowiedzialności za m.in.
- sprzęt elektroniczny (sprzęt fotograficzny, laptop, kamera, obiektyw, telefon, itp)
- sprzęt medyczny, rehabilitacyjny, okulary (słoneczne też), protezy, szkła kontaktowe, drogie leki.
Jednym słowem wszystko co może mieć jakąś większą wartość.
6. Sposób wypłaty odszkodowania.
Ciężki, żmudny dla wytrwałych….
Zaczynamy od przewoźnika. Zazwyczaj mamy dwie rubryki przy wyszczególnianiu rzeczy: Wartość w momencie zakupu i wartość w momencie zaginięcia bagażu. W moim przypadku straciłem na starcie 20% z ogólnej kwoty roszczenia. Abym odkupił te rzeczy powinienem udać , zgodnie z tą metodą, na targ staroci. Potem przewoźnik wyrzuci nam rzeczy, których nie powinniśmy mieć i zaproponuje odszkodowanie. Oczywiście możemy się odwoływać, ale w moim przypadku to … czytaj od początku to co zacząłem 19 listopada.
Teraz ubezpieczyciel. Ten w moim przypadku znów w uzasadnieniu napisał coś o amortyzacji i rzeczach których nie powinienem mieć w bagażu głównym i zaproponował odszkodowanie które jest wyliczone wg następującego wzoru:
Kwota ubezpieczenia bagażu - kwota którą otrzymałem od linii = kwota wypłaty odszkodowania
Czyli jakiś marny grosz mimo, że miałem polisę.
Mogę się oczywiście odwoływać, ale już mi się nie chce!
7. Dobre zwyczaje linii. Nie jest to potwierdzona informacja, ale spotkałem się z opinią, że szanujące się linie, dbając o klienta, rozpatrują każdy przypadek indywidualnie. Biorą pod uwagę jak klient często lata, czy jest w krawacie i czy nie jest awanturujący się. Idąc tym tropem Jasiu Himilsbach i Zdzisio Maklakiewicz nie mieliby żadnego problemu z reklamacją choć nie latali w krawatach.
A jak zakończyła się moja reklamacja? Uśmiałem się momentami nieziemsko, podszkoliłem się z cierpliwości, poironizowałem trochę, czegoś się nauczyłem. Byłem w podróży o 71 dni dłużej niż pierwotnie planowałem i udało mi się wyciągnąć prawie maksa z Konwencji Montrealskiej.
Ps. Messi – bluza jest Twoja!