Żegnamy Poprad. Naprawdę w biegu wsiadamy do pociągu do Koszyc. Profilaktycznie pani konduktor pytam czy na tym bilecie co mamy można jeździć tatrzańską elektriczką. Mówi że tak! A jednak, a jednak dobrze, że nie kupowałem biletów choć trochę męczył mnie ten stan niepewności.
Krótko po dziesiątej jesteśmy w Koszycach- Europejskiej Stolicy Kultury z roku 2013. Nasz pociąg mknął przez ten górzysty kraj wzdłuż rzeki Hornad. Chyba byliśmy zmęczeni poprzednim dniem i ten odpoczynek w podróży dodał nam sił na dalszą eskapadę. W Koszycach, po obowiązkowej porannej kawie so sebou ruszamy przez park, by potem mostem nad Hornadem i ulicą Młyńską przejść do rynku Starego Miasta. Idziemy pod Wieże Urbana i chłodzimy się przy Śpiewającej Fontannie. Jest wtorek, jedenasta przed południem, a melomanów wielu. Cyganie myją się w pobliskim zdroju ulicznym. Widać tu ruch turystyczny. Widać wielkomiejski szyk. O czystość ulic dbają polewaczki, które świetnie sprawdzają się w ten upalny dzień. Przyznać trzeba, że wieki nie widziałem polewaczki, a tu proszę – są! Odkrywam Koszyce na nowo. To piękne miasto. Kościół św. Elżbiety, kaplica św. Michała, teatr jakże podobny do lwowskiego.