I znowu ten moment: czas wracać, czas ruszać w dalszą drogę. Teraz dalej na wschód, dalej od cywilizacji. Około dwunastej mamy pociąg do granicznego Slovenskiego Nowego Mesta/Ujhely. Wbrew nazwie ta miejscowość nie jest miastem. To wieś na pograniczu węgierskim, relikt traktatu z Trianon przyznający ten węzeł kolejowy Słowacji. To jedno z tzw. wielu podzielonych miast. Dodatkowy paradoks to fakt, że miejscowość posiada prawo wyrobu Tokaju, który to przecież jest iście węgierskim trunkiem. To z kolei pozostałość po czasach habsburskich. Dziś, w dobie Unii to wszystko jest przeszłością, a granice na rzece Ronava można przekraczać do woli co też uczyniliśmy. Nocleg mamy w węgierskim Sátoraljaújhely!
Na stacji Slovenske Nowe Mesto wysiada oprócz nas jeszcze jeden pasażer. Chwilę później jesteśmy na Węgrzech. Jest upalnie. Idziemy do naszego Berg Panzio położonego na zboczach Gór Zemplinskich. Kiedy docieramy, nasz nocleg okazuje się zamknięty na trzy spusty. Wokół cisza, parasole poskładane, wygląda tak jakby właściciela wyjechali na wakacje.
--------------------
Odległość od punktu zero: 919 km. Cały czas szósty dzień.