Dzwonię, po chwili przyjeżdża Węgierka i na tyle co ją potrafię zrozumieć dowiaduję się, że faktycznie nikogo nie ma, ale ona nami się zajmie. Tzn. otworzy, przyjmie nas i jutro zrobi śniadanie, bo faktycznie właścicieli nie ma. Ok. zostawiamy bagaże w paryskim pokoju i idziemy do parku rozrywki Zemplen. Tam pojeździmy na letnim torze saneczkowym i dętkach. Wjedziemy też najdłuższym na Węgrzech wyciągiem na górę Magas by zerknąć na pobliskie góry Tokajsko – Slańskie.
Do miasta wrócimy autobusem miejskim, takim starym Ikarusem. Jazdę takim modelem pamiętam jeszcze z podstawówki. Odwiedzamy także dworzec kolejowy w Sátoraljaújhely. W 1874 roku stacja Sátoraljaújhely miała połączenie z odległym o 266 km Przemyślem. Była stacją początkową pierwszej Węgiersko-Galicyjska Kolei Żelaznej, która na północną stronę Karpat wiozła pasażerów przez Przełęcz Łupkowską. Na stacji kupuję bilet do Sarospatak.
Nie mamy jednak zamiaru tam jechać, raczej kupujemy go by zmylić dworcowe służby i móc posiedzieć przy kawie z automatu na peronowej ławce tuż pod tablicą upamiętniającą wizytę tu dzielnego wojak Szwejka. Zakupiony bilet jest biletem kolekcjonerskim, bowiem naszym celem jest zupełnie inny kraj, do którego ruszamy jutro, bardzo wcześnie rano.
Noc upłynęła nam spokojnie w pensjonacie, w którym oprócz nas był tylko starszy Pan. Prawdopodobnie oddelegowany został przez właścicieli jako ktoś, kto przypilnuje gości by włos z głowy im nie spadł. Wcześnie rano zebraliśmy się w dalszą podróż i opuściliśmy pensjonat bez śniadania. Te jemy na trawce, pod dworem w oczekiwaniu na nasz vlak do Czernej nad Cisą.