Popołudniowy spacerek po Omisiu. Wzdłuż głównej drogi, pod pięknymi platanami rozlokowany jest mały bazarek z owocami. Wyeksponowane znakomicie kuszą wyglądem. Lokalne sprzedawczynie mają dobrze opanowany marketing. Jedna stoi za wagą i kasą, druga łapie przechodniów zachwalając towar: - Pan! Wspaniałe, dobre, najlepsze, spróbuj!
No i uległem. Grover wykazywał ochotę na gruszki. Dziubasek zatem wpakował 2 sztuki, łapiąc jeszcze 2 niewielkie pomidorki. Weź jeszcze tą kiść winogron, bo wyglądają ładnie!- dorzuciłem.
A teraz płacę.
-Razem 60 kun.
Ile? - Szybki licznik pali styki. 60 Kun x 0,6 PLN = 36 PLN !!!!!!!
Przypominam sobie teraz scenkę sprzed kilku dni gdy nasza współlokatorka zrezygnowała z zakupu kilograma brzoskwiń za 30 PLN i specjalistka od marketingu łapanego darła się na nią tak długo, aż ta zniknęła w tłumie. Płacę z niesmakiem. No cóż wakacje to wakacje. A do Biedronki daleko!