Poprzednim razem (18 lat temu) do Marsylii przyjechałem taksówką wprost na dworzec kolejowy, dziś przypłynąłem statkiem cumującym dość daleko od centrum. Wtedy świeciło słońce dziś …. pada deszcz.Kilka minut po ósmej możemy schodzić na ląd. Przed nami 10 godzin postoju. Kiepska pogoda skutecznie odstraszyła naszą grupę od wycieczki po mieści. Do Cathedrale de la Major dotarliśmy w komplecie licząc, że deszcz pójdzie sobie gdzieś precz. Niestety tak się nie stało i w dalszą drogę ruszyłem sam.Obszedłszy Stary Port i postanowiłem iść wzdłuż wybrzeża jakieś pięć kilometrów tak by wejść od południa na wzgórze La Garde zwieńczone Bazylika Notre-Dame de la Garde. Wizyta w tym neobizantyjskim kościele, mimo wciąż kiepskiej pogody, pozwoliła mi nacieszyć się rozległą panoramą ze 160 metrowego wzniesienia, skąd wciąż bez pośpiechu zszedłem do portu, by pokręcić się po jego zakamarkach i wrócić na Costę.Marsylia, osiemnaście lat temu, była pierwszym odwiedzonym przeze mnie portem Morza Śródziemnego. Gorąca, gwarna, klimatyczna, tajemnicza – okno na świat!. Dzisiaj, może na skutek pory roku i pogody wydała mi się nieco przebrzmiała niczym słowa Marsylianki. Podczas dzisiejszego spacerku pokonałem pieszo jakieś 15 km zaglądając tu i tam. A to przyglądając się rybakom na targu rybnym, a to sprzedawcom owoców, a to smutnym łodziom czekającym na sezon. Na Costa dziś pożegnalna kolacja, załoga szykuje niespodzianki. Płyniemy wzdłuż wybrzeża. W dali majaczą światła miast i miasteczek Lazurowego Wybrzeża, gdzie kiedyś spędziłem 14 nocy na różnych plażach, spoglądając wieczorami na przepływające statki. Jutro o ósmej wpłyniemy do Savony i zakończymy nasz rejs.