Piątek - cóż to był za dzień – musieliśmy pożegnać się kumoterstwem i… stało się! Wróciliśmy z Bernim po całodziennych zakupach wyjazdowych, lekko zakręceni nadmiarem „przybijanych piątek”. Berni był tak przykręcony, że pakując jego plecak musiałem mu mówić co ma wziąć. W domu afera: przecież ty jedziesz w świat, nawet niewiadomo gdzie – Jesteś nieodpowiedzialny! Ze stoickim spokojem dokonałem cudu: spakowałem się w godzinę. Ok. 22 pożegnałem dom, by ok. 1 w nocy wsiąść do pociągu i pożegnać Legnicę.