Pierwsza wypraw do Val Thorens.
We wtorkowy wieczór ruszamy solidarnie, całą grupą, na skoki motocyklowe odbywające się sztucznej górce w centrum narciarskiego Val Thorens. Atrakcja przednia: loty w synchronie w rytmie głośnej muzyki serwowanej przez francuskich DJ-ów. Jedyny mankament to zimno! Temperatura spad do minus 10 stopni. Trzeba się skutecznie rozgrzewać.
Druga wyprawa do Val Thorens.
Rano postanawiamy ruszyć na po trasach zjazdowych do Val Thorens – najwyżej położonej stacji narciarskiej w Europie. Wizyta z przez kilku dni się nie liczy – była autem. Dziś jest wpław! Z informacji wynika, że jest tylko jedna możliwość przedostanie się do tej doliny. Śnieg w wąskim przesmyku jest mocno rozjeżdżony i jest go niewiele. Od naszego przyjazdu nie padał ani razu. Armatki pracujące nocami nie wszędzie są wstanie wyprodukować puch. Szczególnie gdy są to trudnodostępne miejsca takie jak położone na wysokości 2850 m. n. p. m. Mont De La Chambre.
Śmigamy na drugą stronę. Gdy przekraczamy przełęcz zaczyna delikatnie sypać. Zjeżdżamy do Val Thorens. Teraz zaczyna naprawdę padać! Mimo to, postanawiamy zdobyć Cime Caron – 3200 m. n. p. m. Ze szczytu wygania nas mgła i śnieg. Zjeżdżamy lekko niepocieszeni w dół.
Nigdy nie widziałem dwustu Mikołajów na śniegu. W Val Thorens mają chyba próbę generalną przed nadchodzącymi świętami. Jest 16 grudnia. Jutro trzeba się zbierać, bo wyjeżdżamy. Dziś musimy tylko szybko przedostać się na drugą stronę doliny.