Ok. 19 jesteśmy na miejscu w Les Menuires. Czas przejazdu ok. 22 godzin. Śnieg zaczął się dopiero za Annecy . Dziś jeszcze tylko spotkanie organizacyjne i po odespaniu trudów podróży zaczynamy szusowanie.
Les Menuires Chalet Reberty
Bardzo miłe domki w alpejskim stylu, które składają się z części wspólnej tzw. living room i części mieszkalnej, gdzie każdy – jeżeli tylko zechce- może kontemplować sobie ciszę wg własnych potrzeb. Mamy do swojej dyspozycji cały taki domek. Jest nas ponad 30 osób. W przypadającym na pół grupy living room spotykamy się więc często. Jest na tyle przestronnie, że nikt nikomu tu nie przeszkadza. Kuchnia na tyle duża, że kilka gospodyń czy gospodarzy, zupełnie nie wchodzi sobie w paradę. Klimatyczny tarasik z widokiem na strome, nagie szczyty świetnie sprawdza się szczególnie, gdy chcemy poleniuchować w popołudniowym słońcu. Spokojnie można łapać opaleniznę. Widoczek przedni. Wieczorami palimy w kominku i gramy w różne gry. Najpopularniejszą grą staje się grzane wino przygotowywane na różne sposoby!
Każdy dzień zaczyna być podobny do poprzedniego. Rano śniadanie, potem wychodzimy z naszego domku, wpinamy się w dechy i zjeżdżamy do wyciągu. Gdzieś tak około południa, na trasie pada hasło: czy ktoś może wstawić makaron na obiad? Jeżeli znajduje się chętny, to po prostu zjeżdżą z trasy, wypina się przed domkiem i chwilę później zaczyna pichcić. Po pół godzinie ma towarzyszy. Organizacja -rewelacja!
Położenie przednie. Wyciąg hula niemalże nad naszymi głowami. Klimacik niesamowity. Dookoła strzeliste szczyty, śnieg, niewiele osób. Słoneczko. Jedyny mankament, który odkrywamy trzeciego dnia to, że nie widać z naszego tarasu żadnego drzewa. Znajdujemy się na takiej wysokości, iż zieleni jest po prostu brak, a kosodrzewiny przysypane są śniegiem. Brakować zaczyna również zapasów. Odgarniamy więc śnieg z auta, który spadł obficie pierwszej nocy gdy przyjechaliśmy i wybieramy się do sklepu. Niewiele nam trzeba, głównie cierpimy na brak wina i … cukru by je słodzić!
Mimo, że jest nas dużo to tworzymy całkiem sprawny zespół. Udaje nam się wybrać na rezerwowaną kolację, w położonej poniżej miejscowości. Ser Fondue i wino – to główny temat kolacji. Obsługująca nas Francuzka na pożegnanie stwierdza: - Monsier, nie wiedziałem, że Polacy to taki rozśpiewany i wesoły naród. Nawiasem mówiąc to skąd mogła wiedzieć, że śpiewaliśmy: „ Czerwone maki spod Monte Casino…”