Nareszcie świeci piękne słońce. Właśnie minęliśmy wyspę Ustica i na horyzoncie widać już Sycylię. Z każdą chwilę robi się coraz większa. Mijamy przylądek Capo Gallo. Sunąc po spokojnym morzu wpływamy do portu nad którym górują szczyty Monte Cuccio. Nasz terminal znajduje się w samym centrum Palermo. Patrząc na Costę już z brzegu spostrzegam, że wygląda jak jeden z budynków otaczających przystań, wtapiając się w architekturę nadbrzeża. Ogromny żółty komin zaś ciekawie ją wyróżnia.
Dziś bezstresowy dzień, spokojna niedziela. Żadnych pociągów, żadnego pośpiechu. Leniwie, acz według planu snujemy się po uliczkach Palermo. Dłuższy przystanek robimy przy Katedrze – jest piękna. Zachwyca różnorodnością stylów i fantastycznie mieni się w lutowym słońcu. Ponad sześciuset tysięczne miasto jest dziś spokojne, wręcz nieco pustawe. Sprzyja to miłemu spacerowi podczas, którego odwiedzamy jego najważniejsze zabytki: Pałac Królewski, place i kościoły. Odwiedzamy też kilka sklepików z pamiątkami w poszukiwaniu prezentu dla Eryka, który ma dziś imieniny.
Czas wracać na pokład naszej Magica, by już z jej górnego pokładu podziwiać piękny zachód słońca nad wyspą. Odpływamy. Costa Magica kieruje się na Sardynę. Port w Tunisie ze względu na zamieszki w Tunezji jest niestety niedostępny. Pozostaje nam cieszyć się arabskim wieczorem.
Gdzie jest mafia? - spotkaliśmy ją tylko na wystawach sklepowych w postaci miłych pamiatek.