Dziś deszcz.
No i dopadł nas zapowiadany w wieczornej gazetce pokładowej paskudny niż. Od rana pogoda jest nienajlepsza. Już wczoraj wieczorem lekko bujało co powodowało chód wężykiem na prostej drodze. Powodem nie były jednak kuszące i pyszne drinki, ale zdecydowanie większe fale.
Zanosi się, że dzisiejsza wycieczka będzie deszczowa. Póki co płyniemy wzdłuż południowo-wschodnich wybrzeży Majorki. W oddali widać jak białe fale rozbijają się o jej strome brzegi.
Minąwszy niewielką wyspę Cabrera wpływamy do zatoki Badia de Palma. Stojąca niemalże na brzegu gotycka katedra La Seu jest z każdą chwilą coraz większa i bardziej imponująca. Czas na wizytę w Palma de Mallorca – stolicy Balearów.
Ok. 14 bez pośpiechu, wręcz leniwie, opuszczamy Costę. Niestety zaczyna padać. Lenka z Mamą robią zwrot przez rufę. Po co im katar w Barcelonie? Będą byczyć się na statku.
Miejskim autobusem podjeżdżamy do centrum i mimo siąpiącego deszczyku kręcimy się pośród zabytkowego centrum. Naszą włóczęgę kończymy obowiązkową wizytą w sklepie z pamiątkami, by przysiąść na kawie i lodach. Czas wracać na pokład Costy. Dzisiejsza wycieczka na pewno była inna od ostatnich – przeszkadzał nam siąpiący deszcz. Pozostał lekki niedosyt: w śródziemnomorskim słońcu i przy błękitnym niebie Palma de Mallorca wygląda pewnie jeszcze piękniej.
Wieczorem wieczór hiszpański. Już przy wejściu na pokład witają nas dziewczyny w strojach flamenco. Cóż za zbieg okoliczności, podobną sukienkę (czerwoną w kwieciste wzory) kupiłem dla Lenki. Niestety, jak to kobietka: ledwie przymierzyła, natychmiast kazała sobie ją zdjąć dając wyraźnie do zrozumienia, że w tym stroju nigdzie się nie wybiera, a bynajmniej nie na kolację! Zrozumiałem ją dopiero później – kiedy zmęczona zabawami na statku zasnęła przy kolacji nie doczekawszy nawet przystawki. A szkoda, bo gala szefa kuchni była bardzo widowiskowa i pełna zabawy!