Pogoda na szczycie nie rozpieszcza. Mamy ze sobą wszystkie ciepłe rzeczy, które ubraliśmy jadąc wagonikiem. Po polskiej stronie mleko, po czeskiej niebo jest łaskawsze. Po polskiej stronie masa ludzi ciągnąca od Śląskiego Domu na szczyt, po czeskiej pustka. Kręcimy się trochę po szczycie, trzymając się czeskiej strony. Następnie ruszamy w dół do Domu Śląskiego, tam opuszczamy Polskę i idziemy niebieskim szlakiem w kierunku Luční Boudy. W połowie drogi spotykam kolegę Pawła (pozdrawiam jak czytasz) i wspólnie docieramy do Lućni Boudy wspominając stare czasy. Tu robimy mały przystanek (młoda dama wciąga szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną, a ja obowiązkowego Parohacia). Warto odnotować, że w Lućni Boudzie znajduje się najwyżej położony browar w tej części Europy, zatem degustacja jego wyrobu jest niemal obowiązkowa. Stąd idziemy dalej niebieskim szlakiem wzdłuż ,najpierw strużki, później potoku do Boudy u Bílého Labe. Trasa piękna, pusta, wiedzie wzdłuż szemrającej Białej Łaby. Płynąca woda tworzy ciekawe kaskady i wodospady tym bardziej imponujące im bliżej Szpindlerowego Młyna. Cała trasa to 13 km. W Szpindlerowym Młynie byliśmy po siedemnastej, a we Vrchlabi? A we Vrchlabi krótko po godz. 18-tej.
I tak minął nam dość intensywny dzień w czeskich Karkonoszach. Czasu starczyło nam jeszcze by posiedzieć na ławce pod domami tkaczy, by spojrzeć na kończący się dzień.
--------------------------------------
Trasa dzisiejszej wycieczki: autobus (Vrchlabi-Pec pod Śnieżką), wyciąg (Pec pod Śnieżką - Śnieżka), nogi (Śnieżką - Dom Śląski - Luční Bouda - Bouda u Bílého Labe - Pod Jeleními Boudami - Szpindlerowy Młyn) wyszło całe 13 km, autobus (Szpindlerowy Młyn - Vrchlabi).