Kilka chwil po ósmej jesteśmy na stacji Kłodzko Miasto. Chwilę potem siedzimy na murku przed gotyckim mostem i zajadamy śniadanie. Pobliski sklep ma kawę, świeże pieczywo, jogurt i kabanosy w których zasmakowała Lenka.
Przez dobrze nam znany z dwóch poprzednich vlaków most na Młynówce idziemy przez starówkę do kłodzkiej twierdzy. Z informacji o godzinach zwiedzania wygląda, że będziemy jednymi z pierwszych gości tego dnia. Na miejscu meldujemy się przed przewodnikami, kasjerami i garstką chętnych. Dziś, wybierzemy się na górną część twierdzy. Zanim jednak trafimy na jej najwyższy punkt zajrzymy do kazamat i bastionów. Potem stoimy na górze i patrzymy: panorama Kłodzka, a dalej: Rudawiec, Śnieżnik, Jagodna, Orlica, Szczeliniec – pełny przegląd zdobytych przez nasz sudeckich szczytów należących do Korony Gór Polski.
To już taka nasza tradycja z tą twierdzą i z Kłodzkiem. Zawsze staramy się tak układać trasę by prowadziła ona przez to pełne uroków miasto, bo Kłodzko ma ten klimat, klimat dawnych dolnośląskich miast i miasteczek. W jego zaułkach kryją się prawdziwe perełki. Życie toczy się tutaj powoli. Stare kamienice przypominają miniony czas. Zapiekanka z pieca, taka z keczupem smakuje jak dawniej. W starych podwórkach czym gorzej, tym lepiej.