Z Kłodzka odjeżdżamy po dwunastej. Pierwszy raz jedziemy trasą kolejową poniżej Kłodzka. Przed nami otwiera się nieznany – znany świat. Nieznany z tej perspektywy, znany z wielokrotnych przejazdów szosą. A tymczasem po lewej Masyw Śnieżnika czyli od Czarnej Góry po Trójmorski Wierch. Po prawej Góry Bystrzyckie od szczytu Różanka po Jagodną. A my mkniemy w kierunku Międzylesia.
Na stacji w Lichkovie jesteśmy chwilę przed trzynastą. Czechy, powiało zagranicą. Wysiadło nas z pociągu całe sześć osób. Dwie studentki z plecakami, gość w słomkowym kapeluszu i walizką, koleś ubrany na sportowo z torbą od Nikiego, no i my: tata ze starym plecakiem i córką. Na peronie „witają” nas celnicy. Trochę jestem zdziwiony, bo myślałem że takie łapanki tutaj to przeszłość. Jeszcze bardziej oglądam się z zaciekawieniem gdy bebeszą torbę gościa w słomkowym kapeluszu i kolesia z torbą od Nikiego. Nas i studentki „puszczają wolno”. Chwilę zastanawiam się czego szukają?- Przemytu? – A co tu przemycać jak wszystko jest. - Terrorystów? – czy ci mogli by szykować zamach np. na stację przesiadkową do Vrchlabi (tak do Vrchlabi), ważny strategicznie węzeł kolejowy Kuncice nad Łabą?
Lubię granice, zawsze przypominają mi się te wszystkie minione przygody z jej przekraczania. Taka niepewność, emocje, że coś się wydarzy. Myślałem że to wszystko minęło wraz z cała ta Unią, a tu jednak coś jeszcze zdarza się, coś się może przydarzyć. Jakaś taka mała kontrola, taki dreszczyk emocji, pretensji i pytania: ale po co?, ale dlaczego?, ale na co?
Lichkov. Pierwsza Holba i lody w knajpie nieopodal. W sam raz dla ochłody. Razem ze mną są gościu w słomkowym kapeluszu i koleś z torbą od Nikiego. Odreagowują stres łapanki. Studentki wolą chłodzić się w cieniu pobliskiego drzewa. Od i całe życie wokół dworca w Lichkovie. Zapuszczona knajpa, odnowiony dworzec, kilka os, dwa stare rozklekotane samochody i oczekiwanie na dalszą przygodę. Ta nadjeżdża punktualnie o 13.33 i nazywa się „Marcelka”. Zawiezie nas do Usti nad Orlici.