O 10.35 rusza, jedna z czterech tego dnia, elektriczka łączących stolicę Zakarpacia z Siankami leżącymi tuż za przełęczą Użocką.
Ukraińska linia kolejowa biegnie ze stacji Czop przez Użhorod do stacji Sambor. Jej fragment od stacji Wołosianka Zakarpacka (483 m n.p.m.) przez Przełęcz Użocką (853 m n.p.m.) do Sianek (833 m n.p.m.) liczy 18 km i ma charakter górski. Kolej poprowadzona jest przez sześć tuneli (najdłuższy liczy 908 m), 27 wiaduktów i kilkanaście serpentyn. Pokonuje 370 m przewyższenia. Została zbudowana w 1905 r. przez Austrio-Węgry dlatego bywa czasem nazywana koleją Franciszka Józefa. Trasa nazywana Koleją Zakarpacką uchodzi za jedną z najpiękniejszych tras kolejowych w północnych Karpatach o czym na początku ubiegłego wieku pisał Mieczysław Orłowicz w "Ilustrowanym przewodniku po Galicyi" wydanym we Lwowie w 1919 r. "Za przystankiem na przełęczy zaczyna się partya, która jest bezsprzecznie najpiękniejszą linią kolejową północnych Karpat. Teren opada tu stromo w dół, więc linia kolejowa schodzi w dolinę Ungu licznymi serpentynami, przechodząc w kilku tunelach i zgrabnych i wysokich wiaduktach z jednego zbocza góry (Kińczyka Bukowskiego 1251 m) na drugą, w ten sposób, że tę sama okolicę widzi się raz z tej, drugi raz z przeciwnej strony wagonu, a pojedyncze partye linii leżą jedne pod drugimi".
Odległość jaką mamy do pokonania wynosi niecałe 100 km. Nasza elektriczka na pokonanie tej trasy będzie potrzebowała ponad trzy godziny, a więc średnia przejazdu wyniesie ok. 30 km/h. Nieźle jak na skład o którym mawia się, że jest pociągiem podmiejskim. Nieźle, ale chyba tylko jeśli chodzi o odległość, bo reszta... to jej niewątpliwy urok. Może jest i podmiejska, ale z zewnątrz wygląda raczej jak skład dalekobieżny widywany w filmach z lat siedemdziesiątych. Lokomotywa i wagony. Zestaw budzący trochę grozę, bo jakiś taki ponury jak minione ZSRR. Pociąg ma jednak pewną zaletę: jest sprawny i niezawodny wedle zasady: gniotsia nie łamiotsia. Wygląda na to, że cieszy się popularnością, bowiem by zająć wolne miejsce w wagonach, na peronie w Użhorodzie trzeba stanąć w kolejce.
W środku szeroko, wszak jesteśmy na szerokim torze, przestronnie. Do siedzenia: drewniane ławki, wszystkie ustawione tak by siedzieć face to face, po trzy miejsca w każdej. Okna mocno naznaczone przebiegiem, ważne że można otworzyć, by zobaczyć mijany świat bez szarobrązowych, rdzawych zakłóceń, a w odpowiednim momencie zaczerpnąć świeżego, karpackiego powietrza.
Ruszamy! Będziemy jechać wzdłuż rzeki Uż, zatrzymując się na każdej, nawet najmniejszej stacji, nawet na takiej bez nazwy, oznaczonej tak po prostu: 202 km! Na niektórych przywitają nas zawiadowcy stacji, których wspólnymi atrybutami są lizak i czapka z wielkim otokiem. Bliżej strategicznej przełęczy i tuneli pojawi się nawet uzbrojone wojsko, rozmieszczone w wartowniach wzdłuż torów.
Jeśli nic nie kupiłeś na drogę to nie martw się, wkrótce przejdzie przez skład mała przedsiębiorczość. Będziesz miał okazję na lody, cukierki, ciastka lub inne przyjemności do nabycia po przystępnej cenie wprost z pasiastej torby. Dziewięćdziesiąt procent podróżujących będą stanowiły kobiety, dzieci i niepełnoletni. Ot taki znak czasu, mężczyźni albo w pracy na zachodzie albo w wojsku na wschodzie.
A potem miniemy kolejne stacje i stacyjki. Nasz toczący się pod górę skład to pewna forma zaopatrzenia mijanych karpackich wsi. Oznacza to np. że: trzy paczki kafelek nadanych w Użhorodzie, które leżą przy wejściu ktoś odbierze w Zabridzie, garnek w Stavne, a kartony w Silu. Jedni będą wsiadać inni wysiadać. Ktoś przyjdzie coś lub kogoś odebrać. Na jednych będzie czekać czerwona Łada na innych rower lub motor. Każdy pójdzie, rzadziej pojedzie w swoją stronę. Wraz z upływem czasu bilans pasażerów będzie stawał się ujemny. Do Sianek dojedzie tylko kilka osób i drużyna konduktorska. A może zdarzyć się jeszcze wycieczka z Polski. Wsiądą w niemalże już pusty skład w Wołosiance i będą biegać od okna do okna robiąc zdjęcia. To będzie znak, że jesteśmy na najpiękniejszym odcinku trasy, a z okien widać polską, niedostępną część Bieszczad z Kinczykiem Bukowskim, niższym Rozsypańcem i Opołonkiem.
Wkrótce pociąg dotrze do Sianek. Będziemy musieli go opuścić. Czeka nas półtoragodzinny postój który uprzyjemniamy sobie wizytą w pobliskim sklepie spożywczym, a właściwie dwóch sklepach. Dwóch, ale mieszczących się w jednym budynku. Do obu wchodzi się przez te same drzwi. Jeden jest na wprost, drugi po lewej stronie. Oba sklepy mają innych właścicieli. Oba sklepy mają swoje towary. Oba sklepy mają swoich klientów, a klient większy wybór. W obu sklepach jest to samo. Taka wolność ekonomiczna.
Ps. Statystycznie rzecz ujmują: to był pięćsetny wpis :)