Jest wcześnie rano. Śniadanie mamy jeszcze z Polski. Szybko zwijamy nasze dzikie obozowisko i kierujemy się na szosę. Zaczynamy coś tam machać, ale jeszcze tak nieśmiale. Zmieniam Czerwonego przy drodze i ... jest okazja! Autostop od tej chwili zwany stopem zabierze naszą dwójkę do granicy, a nawet dalej, bo jedzie do Szwajcarii. Bomba, to się nazywa fart! Szybko, w pospiechu, żegnamy naszych towarzyszy ustalając błyskawicznie dalszy plan: za trzy dni o parzystych godzinach, między 10 a 20 na dworcu kolejowym w Cavaillon (FR) do skutku! Jeżeli coś pójdzie nie tak to telefon do domów w Polsce na zasadzie skrzynki kontaktowej.