Jest 19.00. Od godziny jesteśmy w miasteczku. Wczorajsze zmęczenie i nieprzespana noc popchnęła nas do zmiany planu. Próbowaliśmy jechać pociągiem z Marsylii do Tulonu bez biletów. Oczywiście złapał nas kanar. Bilety! Nie mamy. Paszporty! Proszę. I wsadził nam po 270 franków kary. Nieźle. Jednak wcale się tym nie martwię, bo jeżeli przyjdzie mi dopłacić za te wakacje to już dziś wiem, że warto. Wieczorem przyglądam się drukowi wypisanemu przez konduktora: w miejscu gdzie jest nazwisko wpisał Legnica. W miejscu gdzie jest ulica moje nazwisko. W każdej wypełnionej rubryce coś pokręcił. I tak jest u każdego. Ta kara to jakaś ściema. Chyba zakłóciliśmy konduktorowi jego spokojne dni pracy. Po raz pierwszy złapał kogoś bez biletów.
Tu w Hyeres jest świetnie. Wszędzie rosną palmy, agawy i kwitną rozmaite krzewy. Czuję, że jestem gdzieś gdzie zawsze marzyłem być. Wszędzie pełno ludzi. No i te toplessy.... tego rok wcześniej nad zimnym Bałtykiem nie widziałem. Dzisiejszą noc spędzimy na plaży Almanarre, "pod chmurką", a właściwie pod rozgwieżdżonym niebem.