Już od dobrej godziny próbujemy wjechać do miasta. Mimo późnej pory stoimy w przeogromnym korku. Wszyscy jadą do centrum, a te jest ze wszystkich stron zatoczone. Wszędzie auta i piesi. Jesteśmy już tak niedaleko hotelu lecz nigdzie nie ma miejsc parkingowych. W dodatku policjantka na jednym ze zjazdów każe nam zdecydowanym ruchem jechać w przeciwną stronę.
- I am going go Home – please!!! Jesteśmy już zmęczeni! – próbuję przekonać ją ze powinienem skręcić dokładnie tam gdzie ona mi zakazuje.
Zadziałało, ale cały czas zachodzimy w głowę o co chodzi z tymi tłumami, dlaczego jest tyle ludzi, dlaczego nawet gdy jesteśmy już w okolicach naszego hotelu nie ma gdzie zostawiać auta. Horror – zaczynam się irytować, niczym Michael Duglas w firmie pt.„Upadek”. W końcu wpadam na pomysł, że może w porcie poznanym podczas niedzielnego spaceru znajdziemy jakieś miejsce by porzucić w końcu to auto na tyle bezpiecznie, by rano po nie wrócić. Port jest co prawda jakieś 1,5 km od naszego hotelu, ale przejdziemy się dla zdrowotności nadbrzeżem, pośród zabudowań starego miasta. I tak też czynimy – zostawiamy w końcu autko i możemy dla ukojenia nerwów wziąć parę Brezerów na powrotną drogę do domu.
Ostanie podejście pod górkę ciemnymi uliczkami nadbrzeża pośród spiesznie ciągnących w jednym kierunku ludzi. Słychać z daleka pobrzękiwania coraz głośniejszej muzyki. W końcu jest – Praia dos Barcos -plaża Rybaków, na której stoi wielka oświetlona scena, a z niej dobiegają dobrze znane nam dźwięki –„ Love generation” Boba Sinclara. Bawmy się!!!
Koncert dodał nam sił, atmosfera rozbawionych ludzi sprawiła, że nie poszliśmy jeszcze spać tej nocy. Po koncercie, udając się do jednej z okolicznych knajp, w rytmach AC/DC, Metallica, itp. śpiewanych przez zespół na żywo, trafiając jeszcze na Happy hours, smakując naprzemian złotą i srebrną Tequile padliśmy w końcu zmęczeni wrażeniami w łóżeczkach naszego tymczasowego domku. Zanim zamknąłem ciężkie powieki zerknąłem na zegarek – była 4.30. Za oknami słychać było rozbrzmiewającą muzykę i dźwięki z pobliskich barów.
Ależ oni mają zdrowie!!! – Pomyślałem - Ja już nie daję rady!!!!
W głowie kołatała mi jeszcze jedna przerażająca myśl: rano wyjeżdżamy do Hiszpanii, bo pojutrze mamy prom do Afryki!