Z Graz zabieramy się Volkswagenem busem i jesteśmy przed Klagenfurtem. Fajnie zleciał nam cały dzień tylko z wodą mieliśmy problem. Jedną butelkę zostawiłem na dworcu metra, a drugą przez przypadek przejechał nam gościu z Volkswagena. W sumie to nie jest problem, ale powóz do śmiechu. Padliśmy pod Klagenfurtem na stacji benzynowej w okolicach której rozbiliśmy „chińską dwójkę”. Tu za ostatnie 17 szylingów kupiłem napój jabłkowy. Do granicy z Włochami już niedaleko. W tę gwieździstą noc, pięknie prezentowały się nocą pobliskie zarysy Alp, w których szczytach gasły spadające Leonidy