Oczywiście wstaję (co jeszcze w nocy nie było takie oczywiste). Co za noc, ale się męczyłem. Dopadło mnie choróbsko – kaszel, wymioty, momentami dreszcze. W nocy strasznie ujadam – Berni ma mnie chyba momentami dość. Zjadłem już wszystkie tabletki. Teraz to chyba przyjdzie mi szukać ziół. Napiłbym się ciepłej herbaty.
Czas ruszać dalej. Meldujemy się na stacji benzynowej. O są Polacy… nowicjusze autostopu. Po krótkim instruktażu co mają robić przychodzi nasza kolej podniesienia kciuka. Jedziemy Alfa Romeo z gościem który jest prawdziwym demonem szybkości. Tzw. krwisty Włoch. Pada rekord prędkości tegorocznego wyjazdu: koleś tnie 200 km/h. O mały włos przejechałby naszą stację koło Padwy.
Tu znów to samo. Na kratce mamy napisane: Bologne, Roma. Po chwili spotykamy tych Polaków co ich wcześniej instruowaliśmy. Nieźle są zakręceni: trafili na gości, który lubi pić więc w restauracji nabzdryngolili się z nim. Cóż nasza tradycja nie pozwala, by odmówić gdy ktoś jest w takiej potrzebie. Ale nowicjusze złamali zasadę nr 1 autostopu: bądź trzeźwy, niech nikt nie czuje od ciebie alkoholu!!! Oj długo tu staliśmy. Znów zaczyna padać. Co za kiepska pogoda. Gdzie te słońce? Pewnie ogrzewa te tyłki których ogrzewać nie powinno? Mam żal, bo mój jest zimny!