Warto było czekać, bo po chwili zatrzymał się Amerykanin, czerwonym fordem Probe. Mimo, ze auto sportowe daliśmy radę zapakować nasze bagaże. Jest git, spoko ten John. Berni całą drogę nawijał z nim i tak się zagadaliśmy, że przejechaliśmy zjazd. Mieliśmy jechać do Bolonii, ale prujemy z nim do Alba Adriatica. No cóż i tak bywa. Wylądowaliśmy przed Pescarą. Wszyscy razem poszliśmy na piwko. John stawiał i jak wskazywała pora był to już nasz ostatni stop tego dnia. W Alba Adriatica mamy znajomą z Polski - Lidkę. Może się spotkamy. Niestety gdy dzwonię do Lidki jakiś głos informuje mnie, że Lidia no da, no Lidia, no!
No co da? – bo nie kumam!
Wieczorem znów leje.