Dziś pogoda poprawiła się. Z miejsca naszego noclegu jest jakiś kilometr do plaży. To co Berni, może kąpiel w Adriatyku? Wszak chyba należy nam się dzień byczenia na plaży. Tak też zrobiliśmy. Poleżakowaliśmy w słońcu, wykąpaliśmy się, pooglądaliśmy włoskie toplessy i o trzeciej spieprzyła się pogoda. Zwinęliśmy się na dobrze znaną nam z dnia poprzedniego stację i postanowiliśmy pojechać dalej.
20 sierpnia 1995 godz. 7 rano.
Zmieniłem klimat na bardziej ciepły i słoneczny. Tak, od ośmiu godzin jestem w Neapolu! Wczoraj miałem szczęście. Mimo, że na kartce miałem napisane Roma zatrzymał się gość i zapytał czy może być Napoli?
- Adaś, pasuje nam Neapol? – zapytałem, a po chwili siedzieliśmy w aucie. Niech żyją szybkie zmiany planu i przygoda!
Po drodze, gdy przejeżdżaliśmy Apenin Abruzyjski spadła na nas okropna burza z gradobiciem. Musieliśmy chwilę przeczekać na poboczu, gdyż opady były tak silne, że wycieraczki nie nadążały zbierać wody. Ok. 22 byliśmy w Neapolu. Josef – nasz kierowca to niesamowity przewodnik. Zrobił parę rundek po wąskich uliczkach centrum pokazując nam -jego zdaniem - najwspanialsze miejsca. Nie obeszło się bez wizyty na ulicy z panienkami. Ba! Czy taki południowiec jak Josef mógłby sobie odpuścić pokazanie takiej atrakcji Neapolu? W trakcie żywej rozmowy okazało się jeszcze, że nasz dobrodziej wraca przedwcześnie z Rimini, z wakacji. Jedzie do domu prosto z paki, bo pobił się z jakimś kolesiem z Mediolanu. Ślady bójki wyraźnie jest widać na jego mocno opuchniętej twarzy. Przyznaje się, że zabrałby nas na nocleg do swojego domu, ale trochę boi się awantury jaką na pewno zrobi mu jego mama gdy go zobaczy.
Neapol nocą. Co za przyjemność patrzenia. Oświetlony wzgórze, zatoka u stóp Wezuwiusza. To miejsce zrobiło na mnie po raz pierwszy podczas tej wyprawy inny rodzaj wrażenia. Może dlatego, że wizyty tutaj nie planowaliśmy. Palmy, pogoda i zapach tego miejsca potęgowany południowym klimatem.