Geoblog.pl    sestian    Podróże    Jak zdobywałem "dziki zachód" - Trzeci autostop. Austria, Włochy 1995    Czerwone maki.
Zwiń mapę
1995
21
sie

Czerwone maki.

 
Włochy
Włochy, Roma
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1736 km
 
Ale pospałem! Przegoniłem cieniznę na dwa dni. Zaglądam do lodówki, a tam tylko chleb (ten niedobry) i konserwy. Ale menu mają w tym hotelu. Idę do sklepu po jakieś konkrety: dżemik, mleczko, świeży chlebek, pomidorki – to jest to. Do tego gościówa zapomniała policzyć mi za dżem i jestem 3 tysie do przodu. Po obfitym śniadanku idziemy popracować. Dziś trzeba załapać stopa do Rzymu!
Postaliśmy z pięć minut i jedziemy do stacji benzynowej. I to z kim jedziemy: nie jest to Brad Pitt ani Marlon Brando, ani jakiś Charles Bronson tylko dwóch naćpanych, albo najaranych gości. Są lepsi od gwiazd filmowych, nawijają jak najęci i pytają czy lubię telefony. Spoko typki, życzliwi tak bardzo, że wysadzili nas na stacji przy drodze nie w kierunku Rzymu tylko Salerno. A my jak te zakrętasy nawet się nie kapnęliśmy i staliśmy z kartka dobre 20 min. W końcu zatrzymali się trzej kolesie i zaczynają nam coś tłumaczyć. Krzyczą po włosku dużo i nic co można zrozumieć, a dlaczego? – bo są najarani, tak sfazowani, że świat widzą w innych kolorach wybierając się na wycieczkę do styku nieba z ziemią. Ale dają nam cenną wskazówkę: - Przejdźcie na drugą stronę autostrady to na pewno będzie dobrze!
I kto tu był najarany? – kolesie mieli rację, staliśmy w odwrotnym kierunku, a jak przeszliśmy na drugą stronę to po 5 minutach siedzieliśmy w aucie pędzącym na Rzym. Po dobrych kilku minutach Berni krzyczy do kierowcy: war, Polacco ratatata… stop, stop foto! Franco zatrzymuje się na autostradzie, a my robimy sobie fotkę na tle wzgórza Monte Casino.

Około szesnastej jesteśmy w Rzymie. Małe zakupy na wieczór i spacerkiem idziemy w kierunku Stazione Termini – nasz dzisiejszy hotel pod gołym niebem. Rano się zorganizujemy. Trochę błądziliśmy, bo każdy pokazywał by iść w inną stronę. W końcu jakaś miła kobiecina podprowadziła nas kawałek do przystanku, kupiła bilety i niemalże wsadziła w autobus. Posadziła na siedzeniu i kazała kierowcy zawieźć nas tam gdzie chcemy.
Ok. 19 byliśmy na miejscu. Zjedliśmy kolację, zapoznaliśmy się z otoczeniem i .. zaczął padać deszcz. Znowu. Czy on nigdy nie ma dość? Przecież Rzym to południe, tu ma świecić słońce! Do cholery za co ja płacę?
Teraz jest prawie druga w nocy. Siedzę i patrzę czy nikt się na nas nie czai, bo kręci się tu paru podejrzanych typków, którzy chcieliby aby wielki Sebo strzelił ich swoja wielką pięścią w sam ryj, gdyby coś próbowali zrobić naszemu towarzystwu. W sumie jest nas szóstka: dwie wielkie holenderki, które wracają rano do domu i dwójka Rosjan: Tania i Władimir, którzy wylądowali w Rzymie tak jak my. Ci Rosjanie są bardzo mili i ja sobie z nimi miło pogawarił. Teraz pełnię wartę nad naszym obozem i myślę, że jutro czeka nas potężne starcie z historią.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sestian
Sebastian M
zwiedził 19.5% świata (39 państw)
Zasoby: 516 wpisów516 836 komentarzy836 1332 zdjęcia1332 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
24.05.2020 - 29.12.2020
 
 
25.07.2018 - 01.08.2018