Przynajmniej świeci słońce. Tak jak obiecał komunista, który oglądał pogodę i zapewniał o jej poprawie. Nawet zaczyna robić się upalnie. Pierwszy stop to babka, która dużo mówi po angielsku, ale nikt z nas jej nie rozumie. Może ma zły akcent? Potem tyle co wysiedliśmy złapałem stopa, aż za Wenecję. To był Mauricio – starszy gość. Po dodrze zabrał nas na kanapki na kawę. Jesteśmy po drugiej stronie autostrady, gdzie prawie dwa tygodnie temu zaczynaliśmy nasz podbój Włoch. Dziś pchamy się do granicy byle bliżej do ojczyzny. Powoli dochodzi dwudziesta – słonko chyli się ku horyzontowi. Chyba tu zgnijemy. Czas pomyśleć o noclegu.