Rano wszystko jest mokre. Autostop też nie dopisuje – stoi mu już 4 godziny i nic. W końcu zaczyna zdrowo lać. Berni jest twardy – stoi i łapie co też w końcu owocuje. Jedziemy kilkadziesiąt kilometrów na północ – przynajmniej nie pada. Z kolejnego przystanku zabiera nas starszy gość –włoski komunista opowiadający min. o swoich wizytach w Polsce.
Lądujemy pod Florencją na dość ruchliwej stacji. Widzę z daleka kopuły miasta – musi być ciekawe. Jest z nami dwójka Polaków z Wrocławia. Razem postanawiamy przenocować w tym miejscu robiąc mały biwak. Wesoło jest gdy rozpalamy ognisko i zaczynamy piec wcześniej przyniesioną z okolicznych pól zdobycz: kukurydzę i winogron. Opowiadamy rozmaite historie z autostopu i .. nagle w naszą stronę zbliża się pojazd. Oślepiające światła i sygnały świetlne wróżą kłopoty. To policja. Legitymuje nas i każe zgasić ognisko, bo rzekomo jesteśmy za blisko stacji benzynowej. Biwakować możemy, tylko mamy zgasić ognisko. Si sinior! Nie idziemy do więzienia tylko wcześniej spać.